project life

Week 1 & Week 2

19:18

Pobijam nowe rekordy- od pierwszego tygodnia miną jutro 4 miesiące, ale przecież kiedyś trzeba się w końcu pochwalić na blogu swoimi rozkładówkami i (w końcu!) nadszedł ten dzień :) Mam dzisiaj dla Was dwa pierwsze tygodnie z mojego PL'a, czyli oficjalnie zaczynam pracować nad kolejnym albumem! 





 Pierwszy tydzień to oczywiście Warszawski Zlot Scrapbookingowy i spotkanie z dziewczynami na hali :) Pisałam o tym dniu już tyle razy że nie ma sensu Was tym męczyć jeszcze raz, ale jeśli chcecie trochę poczytać o zlocie, zapraszam TUTAJ na krótką relację z tego wydarzenia :)





Drugi tydzień spędziłam na planowaniu Dnia Ojca, zakupów kosmetycznych na lato (i w końcu dorobiłam się całej kolekcji pędzli do makijażu) i delektowaniem się pomidorami w każdej możliwej formie :) Dzisiaj mam ich już trochę dość, ale na początku czerwca dostać pierwsze szklarniowe pomidorki pachnące jak pomidorki- to było coś :)

fotografia

Life lately- chwile w obiektywie #4

16:03

Powoli kończy się wrzesień, ale przez zawirowania na uczelni (i przede wszystkim brak komputera przez pół miesiąca) zapomniałam o Life Lately na sierpień. Dlatego dzisiaj mam dla Was podsumowanie aż z dwóch miesięcy (ojojoj, chyba wracam do starych nawyków!), ale mam nadzieję że trochę Was rozgrzeję tymi moimi letnimi zdjęciami ;)

Sierpień 2015
Tydzień 1
Sierpień był dla mnie o tyle cudowny, że w końcu nie musiałam nigdzie (okej, na razie) jeździć. Mogłam zupełnie legalnie biegać sobie z aparatem po łące, robić za karmnik dla komarów, grzać się po całych dniach na słoneczku i uczyć się do poprawek w ogrodzie warzywnym. Było tak cudownie cicho, że niemal słychać było jak sałata rośnie! Jedyne czego żałuję to niestety tego że nie dane mi było potaplać się w basenie w tym roku, ale za to parę razy wskoczyłam do jeziora :)


Tydzień 2
Znoowu w rozjazdach! Tym razem wywiało mnie do Wrocławia, raz na konwent mangowy (możliwe że nawet słyszeliście o Niuconie), dwa, w odwiedziny u Mru. Było absolutnie cudownie, chyba pierwszy raz w życiu załapałam się na tyle fajnych paneli i przede wszystkim pierwszy raz udało mi się zobaczyć Wrocław :)
Ale jak to tak, od razu wracać do domu, prawda? W związku z tym resztę tygodnia przesiedziałam w Warszawie, a na weekend i tak wylądowałam u rodziców mojego Lubego. Uwielbiam takie tygodnie, ale po takiej tułaczce człowiek zawsze jest wymordowany na następny tydzień :)


Tydzień 3
Ponieważ pora najwyższa była żeby się za siebie zabrać, trzeci tydzień sierpnia powitałam już na spokojnie na wsi. Większość czasu zajmowało mi kucie, w związku z czym kreatywność ograniczyłam do wyzwania doodlowego i dostarczania sobie fruktozy prostu z krzaków (nie ma nic lepszego niż taki mix na śniadanie, dlaczego borówki i maliny nie rosną przez cały rok?).


Tydzień 4
Powrót do Szczecina i zarywanych nocek.  Oczywiście trzeba było od czasu do czasu zrobić sobie małą przerwę, którą ambitnie uskuteczniłam jadąc kawałek za miasto, na najpiękniejsze jezioro w Szczecinie. Trafiliśmy akurat na na prawdę fajną godzinę, światło było zachwycające. Najchętniej pokazałabym Wam wszystkie zdjęcia z tej sesji, ale byłoby ich więcej niż wszystkich w tym poście więc musiałam sobie odpuścić.
Poza tym, poszalałam na promocji w Yves Rocher. To trochę głupie kiedy dziewczyna z totalnie zaniedbanymi paznokciami nagle kupuje sobie pięć lakierów na raz (wiem wiem, przesadziłam), ale hej! Od miesiąca dzięki nim nie obgryzłam ani jednego pazurka, czyli widzę inwestycja się zwróciła!


Wrzesień 2015
Tydzień 1
Oficjalnie skończyłam ze szlajaniem się po mieście kiedy mam się uczyć.
Tak.
W związku z tym zaczęłam rysować.
(Wiem że jestem beznadziejnym przypadkiem jeśli chodzi o skupienie, nie patrzcie tak na mnie)
W przerwach między wkuwaniem arkan prawa rzeczowego i konstytucyjnego powstała więc Magiczna Sarna z Kamieniem na Czole, którą pewnie znacie już z Instagrama :)


 Tydzień 2
Egzaminy, egzaminy i po egzaminach :D Pierwsze co zrobiłam to odespałam, oczywiście razem z moim leniwym psem. W drugiej kolejności trzeba było odbudować nadwątlone więzi ze znajomymi, więc przy okazji pierwszy raz skosztowałam lokalnego piwa (będziecie w Szczecinie, wpadajcie do Nowego Browaru- boska atmosfera, świetne piwo wytwarzane na miejscu, fajna lokalizacja). Co potem? Porządki w szafie. I znowu spać.


 Tydzień 3
W końcu cisza i spokój. Zabrałam się za obrabianie wakacyjnych zdjęć, przytachałam do domu dynię (w ramach przygotowywania się do jesieni oczywiście, jak zmięknie to zrobię z niej zupę), a w międzyczasie zabrałam się za tworzenie nowego stroju. Pierwszy raz w życiu przycinałam perukę i muszę Wam powiedzieć że jestem zachwycona efektem, jaki udało mi się osiągnąć. Nigdy nie sądziłam że będę się bawić we fryzjera na sztucznym włosiu, ale jak widać niezbadane są wyroki Boskie...


To tyle jeśli chodzi o moje LL :) Mam nadzieję że nie nudzicie się przy tej formie, dla mnie to jedna z ulubionych, bo w końcu mogę Wam pokazać trochę moich zdjęć. Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia niedługo!

album

Grecki Instagram album

08:00

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać mój pierwszy album Instagram na który się skusiłam :) Tak tak, wiem że szaleństwo na nie zaczęło się dobrze ponad rok temu, ale czekałam na wydarzenie, które będzie warte poświęcenia takiego maleństwa i w końcu takie znalazłam- zapraszam serdecznie na wycieczkę po Krecie!



Mój albumik nie będzie składał się tylko z instagramowych fotek :) Szczerze powiedziawszy to dla mnie zupełna nowość, bo pierwszy telefon z androidem jaki przyszło mi ze sobą nosić pojawił się u mnie dopiero pod koniec czerwca. Tak czy inaczej- robiłam masę zdjęć, a te które najbardziej mi się spodobały po prostu musiałam oprawić, nie ważne, z aparatu czy Insta!
PS. Jeśli jeszcze nie widzieliście mojego profilu, a chcielibyście popodglądać, to zapraszam serdecznie TUTAJ ;)




 Tak na prawdę to wszystko było dla mnie nowe :) Pierwsza wycieczka za granicę (zresztą pierwsza samodzielna), pierwszy lot samolotem i najważniejsze... pierwszy raz widziałam Morze Śródziemne! Wybaczcie ten entuzjazm, ale zobaczyć morze, które jest NIEBIESKIE, a nie granatowo- zielone to dla mnie zupełna bajka. Ogólnie rzecz biorąc ja i mój Luby raczej wyznajemy zasadę "poznać swoje, a nie cudze chwalić", ale ciężko nie wpaść w zachwyt kiedy na każdym kroku widać tak piękne krajobrazy :)





 Jak widzicie, część wyprawy poświęciliśmy na oglądanie garnków. Wiem że w dzisiejszych czasach chodzenie do muzeum jest passé, ale uważam że marnotrawstwem (i zniewagą) jest przybyć do cudzego kraju i nie doświadczyć jego kultury od podszewki, a największa kompresja tejże znajduje się w muzeach. Biorąc pod uwagę że Kreta to kolebka cywilizacji europejskiej, że to miejsce gdzie dzieje się lwia część mitów... cóż, żyłka historyka nie dała mi tego przepuścić.





Teraz to co tygryski lubią najbardziej... Jedzonko! Wyjeżdżając zdecydowaliśmy że chcemy mieć zapewnione wyżywienie w hotelu, ale co to za wyjazd bez kosztowania miejscowej kuchni na mieście... Szczerze powiedziawszy mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu, bo trafił nam się niesamowicie ciepły, rodzinny hotel, gdzie posiłki były przygotowywane bezpośrednio pod naszym nosem, a ich jakość... cóż, gdyby nie to że kuchnia grecka jest cudownie lekkostrawna, spasłabym się jak dziki wieprz. Czasami jednak decydowaliśmy się na małe szaleństwa, takie jak na przykład souvlaki z toną świeżuchnych frytek :)
Przy okazji- trafiliśmy na sam początek sezonu cytrynowego... Macie pojęcie, że tam cytryny potrafią być słodkie? Im brzydsza z wierzchu tym bardziej pyszna, wypiłam w Grecji hektolitry lemoniady :)






Tak na prawdę jest tylko jedna rzecz, z którą nie poradziłam sobie w Grecji ani trochę- mój angielski. W dzisiejszych czasach to podstawowy język służący komunikacji zagranicznej, a ja kompletnie sobie z nim nie radzę. Owszem- rozumiem 90% dialogu, poprawnie piszę i mam średni zasób słów, ale bariera językowa kompletnie mnie blokuje. Nawet kiedy ktoś zapyta mnie na ulicy o drogę, jedyne co mogę z siebie wykrztusić to propozycja poprowadzenia lub... przejście na język niemiecki. Dlatego też strasznie ciężko było mi nawiązać z kimkolwiek dialog, co dla takiej gaduły jak ja było nieziemską męczarnią :)




Poza tą drobną wpadką, mogę powiedzieć że bawiłam się jak nigdy :) Nie ważne, że wyglądaliśmy jak typowi "rasowi turyści" (no na prawdę, dlaczego nigdzie nie ma poradników typu "jak ubrać swojego mężczyznę krok po kroku"), że codziennie robiliśmy wieczorem zdjęcia zachodów słońca (codziennie! Dokładnie takie same, słowo!), nie ważne że chciałam zmajstrować Wam mały filmik o wyjeździe i pokazać kilka pięknych miejsc, a dopiero 4 dnia zreflektowałam się że moja lustrzanka cały czas nie nagrywała dźwięku (sic!). Było cudownie :) Mam nadzieję że jeszcze kiedyś uda mi się spędzić tak wakacje :)



Na koniec mam dla Was kilka szczegółów, których nie dodawałam wcześniej, 
żeby nie zaburzać ciągłości zdjęć :) 






album

Wakacyjny mini albumik

20:16

Cześć! Podczas czyszczenia mojego folderu ze zdjęciami znalazłam kilka fajnych fotek z mijających wakacji :) Nie chciałam żeby się zmarnowały, ale było ich za dużo na kilka LO, więc zdecydowałam że skleję po prostu kieszonkowy mini album. Będzie bardzo prosto- wykorzystałam tylko papiery Piątku 13 na bazę i dodatki z wykrojników, naklejki od Simple Stories (I AM i Summer Vibes) plus kilka dotsów i kwiatków na okładkę. Prosto? No to zapraszam do oglądania efektów.





Nie wiem czy zauważyliście, ale Piątek wydał ostatnio dwie nowe kolekcje, dziecięcą i ślubną :) Obie są fajowe, i przede wszystkim ładnie łączą się z tymi wcześniejszymi (sprzed Na morzu i Carpe Diem), więc zdecydowanie mam do nich słabość :) Co ciekawe, mają na prawdę duży potencjał do łączenia się z zagranicznymi dodatkami, na co wpadłam w sumie dopiero zestawiając naklejki od Simple Stories. Apropo's naklejek- dawno nie trafiły mi się tak genialne wzory :) Z dwóch arkuszy zrobiłam ten i instagramowy albumik z wakacji (pojawi się u mnie na dniach) i nadal została mi ponad połowa wzorów. Takie zakupy to ja lubię :)




Co jeszcze? W dalszym ciągu męczę enamel dotsy od Freckled Fawn (do kupienia TUTAJ), które wciskam po prostu wszędzie. Był taki moment, że nie używałam ich w ogóle- miałam kilka zestawów od Primy i po prostu przejadły mi się wiecznie te same stonowane kolory, a tutaj arkusik ma niewiele mniej kropeczek, za to prawie 1/4 niższą cenę. Sama mam chyba z 6 zestawów i polecam je w ciemno :)





Ostatnią rzeczą do której w końcu wróciłam jest klej w rolce. Ja mam ten największy, czyli wersję różową, ale z tego co pamiętam są jeszcze dwie. Wiadomo, nie zastąpi Magica, szczególnie że kosztuje 3x więcej przy takiej samej lub mniejszej wydajności, ale całkowicie przerzuciłam się na niego przy podklejaniu zdjęć. Po pierwsze nie ma opcji że zalejemy fotkę i zacznie nam falować (nie śmiejcie się, ale do tej pory zdarza mi się chlusnąć za dużo kleju i potem w panice szukam chusteczek), po drugie jest tak samo trwały i mocny jak Magic. Fajna sprawa, polecam choćby wypróbować. Na wyjazdach jest niezastąpiony :)




Na razie to tyle :) Zapraszam Was na powiew antyku za kilka dni, mini album z Grecji już gotowy i czeka tylko na sesję zdjęciową. Podoba się Wam taka malutka forma? A może zainteresowałam Was jakimiś przydasiami z listy? Dajcie znać i do zobaczenia :)


Instagram


Popular Posts

Like us on Facebook

Flickr Images