Lifestyle - czy wolno nam nie tworzyć?
15:47
Od jakiegoś czasu obserwuję wśród moich blogowych znajomych pewien trend - porzucają blogi, zakładają nowe, próbują innych, często bardzo ciekawych rzeczy, niektóre blogi straszą pustkami już od kilku miesięcy, a ich autorki po latach regularnego tworzenia kompletnie znikły, by na moment wrócić, mówiąc "do widzenia". Nie ukrywam że i u mnie straszy pustkami, więc niech będzie że znam temat z drugiej strony - bo co jeśli zadamy sobie pytanie, czy nam w ogóle wolno nie tworzyć?
U mnie załamanie przyszło totalnie nagle, po wyjeździe do Warszawy.
Naiwnie wydawało mi się, że nowe życie, praca w pełnym wymiarze godzin, odpowiedzialność za kogoś obok i własny kąt to żadne obciążenie i nadal dam radę napisać i obfotografować 10 postów miesięcznie, no bo co to dla mnie. Lato, światła dużo, dam sobie radę.
No i proszę bardzo, kicha. Okna w mieszkaniu od północy, ciemno jak w grobie, co z tego że wysoko (a rozpuszczona przez okna połaciowe nawet nie dopuszczałam możliwości, że może mi być za ciemno), powrót do domu codziennie około 18:00 w trybie zmordowanym, koszmarne weekendy, kiedy jedyne o czym myślisz to to, żeby nie wrzucili znowu delegacji.
Prawdopodobnie to, że nie umiałam siąść do robienia zdjęć bezpośrednio po powrocie z pracy dobijało mnie najbardziej - bo co z tego, że w pokoju było ciemno i nie miałam absolutnie żadnych warunków do zrobienia fotografii, skoro słońce w dalszym ciągu było na niebie? Co z tego, że możliwości kreacyjne spadły mi do minimum przez przemęczenie, a przestrzeń robocza wynosiła 50x50cm na podłodze. Wiedziałam, że powinnam była pracować wbrew temu wszystkiemu, a sam fakt że nie pracowałam potwornie mnie dobijał. Już pomijam te rzadkie sytuacje, kiedy w wolne dni zamiast siąść do papierów i zdjęć wolałam w końcu wyjść na dwór, zobaczyć kawałek Warszawy, porobić zdjęcia w plenerze albo się wyganiać.
Wszystkie te czynniki spowodowały, że nie tylko nie chciało mi się tworzyć, ale wręcz odrzucało mnie od przydasiów - miałam wieczne zaległości i wyrzuty sumienia, nie pomagały nowe dodatki ani papiery, próby tworzenia kończyły się wiecznym fiaskiem, zdrętwiałymi od siedzenia na podłodze pośladkami i bolącym kręgosłupem. Jak osioł próbowałam działać, wpędzając się w jeszcze większe wyrzuty sumienia i koniec końców to, co przez lata tak kochałam stało się małym potworkiem, który wywoływał we mnie więcej negatywnych niż pozytywnych emocji.
Czy nam wolno
Mam wrażenie, że nie tylko ja, ale całkiem sporo dziewczyn w kreatywnej blogosferze myśli, że musi. Tak po prostu, MUSI: żeby dostać się do DT, żeby utrzymać się na bieżąco z nowościami, żeby rozwijać umiejętności, żeby zrobić coś dla kogoś, żeby blog nie umarł, żeby się pokazać. Wpiszcie tu cokolwiek, ale jakikolwiek powód, który sprawia że MUSISZ będzie powodował, że z czasem będzie Ci coraz ciężej. Twórczość i dobre pomysły to nie jest coś, co będzie Ci towarzyszyło zawsze, bo chociaż myślenia kreatywnego można się nauczyć, to przemęczenie nigdy nie sprzyja dobrym pomysłom.
Wydaje mi się, że pierwsze na co musimy sobie pozwolić, to na to, żeby czasem dać spokój. Zmienić branżę, zawiesić to co robimy, zastanowić się czy potrzebujemy tej setnej kartki, albumu, zmienić priorytety i otworzyć głowę na coś innego. A potem wrócić. Z nową jakością, z nowymi pomysłami, ze stylem, który uznajemy za swój.
Jeśli akurat tak się złożyło, że czyta mnie ktoś, kto ma tego wszystkiego dość, latają mu po domu papierki od kosteczek, a kot położył się na samym środku kartki, to niech wie, że to normalne, że czasem masz dość. Serio. Rzuć to w cholerę, pozbieraj przydasie, wsadź je pod klucz na tydzień albo miesiąc, idź na spacer. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnego "yyyyyyyyyh, blog mi umrze", żadnych wymówek.Wróć, kiedy zatęsknisz, stanie się to szybciej niż myślisz.
Przełamać kryzys
1. Daj sobie czas
To nie maraton. Nikt nie będzie miał Ci za złe, jeśli od czasu do czasu zrobisz sobie przerwę, lub całkowicie schowasz przydasie. Wszystko zaczyna się od głowy i jeśli zamęczysz się depresją, to nie tylko nie zrobisz nic porządnego, ale wpędzisz się w jeszcze gorszy kryzys. Inaczej sprawa się ma, kiedy impuls do przełamania się nie nadchodzi przez dłuższy okres - wtedy nie ma co siedzieć i modlić się o cud, tylko wziąć się w garść i działać. Nawet jeśli głowa nie jest gotowa, jest spora szansa że ręce będą pamiętały co robić.
2. Posprzątaj
Syf w przydasiach nie zachęci absolutnie nikogo do pracy. Wiem że mamy skłonności do przetrzymywania starych kolekcji papierów, fajnych dodatków sprzed pięciu lat, rzeczy znalezionych w sklepie za 5 złotych (z którymi do tej pory nie wiadomo co zrobić), pudeł ze ścinkami, z których praktycznie nie korzystamy...
Posprzątaj to. Wyrzuć albo sprzedaj wszystko, na co nawet nie spojrzałaś od dwóch lat. Posegreguj to co masz, przetrzyj stemple, przejrzyj bloczki papierów i wolne arkusze. Jasne, część z nich ma wartość kolekcjonerską, ale część tylko zajmuje miejsce. Zostaw to z czego korzystasz, poukładaj resztę, przypomnij sobie co masz - u mnie właśnie takie przekładanie z miejsca na miejsce najbardziej pobudzało chęć do działania. To czego chcesz się pozbyć odłóż do osobnego pojemnika, obfotografuj i wystaw na grupach sprzedażowych, dobrym przykładem będzie BAZAREK.
3. Zdobądź inne doświadczenie
Scrapbooking to nie jest koniec świata i nawet jeśli wydaje Ci się że masz lewe ręce, to tworzenie albumów czy kartek wymaga umiejętności manualnych. Spróbuj czegoś nowego, dziewczyny które znam często łączą scrapy z szyciem, dzierganiem, wyszywaniem lub rysunkiem - nie musisz być w tym profesjonalistką, ale poszerzenie horyzontów zawsze działa na Twoją korzyść.
4. Wracaj metodą małych kroków
Nadrobienie trzech lat w PLu, album z dzieciństwa dziecka albo turbodobajerzony box, który zajmie Ci tydzień to nie jest dobry start po kryzysie. Zacznij spokojnie, łącząc dodatki intuicyjnie, z tego co masz. Żadnych wyzwań (spełnianie wytycznych to również jest wysiłek, często nieproporcjonalny do tematu), zużywania na siłę zleżałych materiałów ani działania na akord dla koleżanki-ciotki-brata. Pierwsza praca ma być przede wszystkim niewielka i przyjemna, tak żebyś nie zamęczyła się toną przydasiów, stron i sprzątaniem po zakończonej pracy.
5. Znajdź motywującą społeczność
Unikaj dużych grup na Facebooku, na korzyść lokalnych, niewielkich społeczności. Przykro mi to mówić, ale w dobie starć początkujących i starych wyjadaczek hejt na dużych grupach to norma, którą ciężko znieść, kiedy drażni Cię wszystko związane ze scrapbookingiem. Szukaj pomocy u znajomych, działaj u innych, przestań się zmuszać do wszystkiego dookoła. Być może pomoc innej, bardzo początkującej osobie pomoże Ci znaleźć nowe rozwiązania, albo spojrzysz świeżym okiem na to, co Ci zbrzydło.
Tyle ode mnie, jeśli macie jakieś pomysły, podzielcie się poniżej. Do zobaczenia!
0 komentarze