Cześć! Dzisiaj mam dla Was coś zupełnie innego, ale nadal w tematyce świątecznej. Jak zwykle nie mogę poprzestać na zwykłym boxie, więc i dzisiaj prezentuję Wam małą wariację- świąteczny domek.
Powoli zbliża się ten magiczny moment, kiedy trzeba się w końcu pokazać ze świątecznymi kartkami. Ja w tym roku może nie szalałam, ale i tak udało mi się skleić kilka sztuk :)
Zamarzyły mi się wycinanki z Silhouette. Takie białe, delikatne jak piórko, przeszyte prostym ściegiem na maszynie. Wycinanki z napisami, delikatnymi listkami, gotowe żeby użyć ich w grudniowniku. Spojrzałam więc w swój portfel, obadałam konto, jeszcze raz spojrzałam w portfel i gorzko zaśmiałam się nad swoim losem. W sumie nie wiem kto szczerzył się bardziej, ja nad swoją niedolą, czy ten świecący pustką nieszczęśnik. Inne możliwości? Cóż... Sprzedaż nerki raczej odpadała (studenckie nery to raczej nie jest chodliwy towar, nie sądzicie?), natomiast diabeł odmówił pertraktacji, broniąc się że bab na posyłki ma już wystarczająco dużo (tu podobno szykują się zwolnienia przed świętami), a tak w ogóle to złego diabli przecież nie biorą.
Dzięki Bogu znalazł się jednak jeden anioł, który ulitował się nad losem nieszczęśniczki i nie musiałam sprzedawać ani nerki ani wątroby :) Możecie za to od czasu do czasu sprawdzić TO miejsce, bo niedługo pojawi się tam moja inspiracja dla tego cudownego człowieka!
Pierwszy tydzień grudnia rozpoczęłam od spięcia szanownych 4 literek i posegregowałam wszystkie przydasie które mogą się przydać w grudniowniku. Nie trzymam rzeczy świątecznych razem z resztą scrapowych i katkowych cudów, więc w pierwszej kolejności musiałam znaleźć karton z Bożonarodzeniowymi rzeczami i ogarnąć się z tegorocznymi zakupami. Tak jak w zeszłym roku, nie zaczynam też kartkowania przed grudniem :)
Drugiego grudnia przyszły do mnie przydasie od Miry i Family Portraits, więc od razu zabrałam się do majstrowania :) Powoli zaczęłam też kompletować prezenty świąteczne, ale ponieważ nie udało mi się na razie nic znaleźć skusiłam się na nową książkę Kosika :) Jak widać pewna szlachcianka raczyła dotrzymać mi towarzystwa i wyjątkowo nawet nie próbowała pogryźć mi obiektywu ;)
Trzeciego w końcu raczyłam poćwiczyć zdjęcia z Zenitem. Aktualnie robię zdjęcia dwoma obiektywami- kitowym Canonem 18-55mm i stałką Zenita 50mm ze zmienną przysłoną. Jak się pewnie domyślacie, znacznie lepsze szkło i lepsze światło ma Zenit, ale to obiektyw sprzed co najmniej 40 lat, więc robienie nim jakichkolwiek zdjęć to mordęga- zero Autofocusa, zero stabilizacji, a dodatkowo moje body niestety reaguje na ten obiektyw alergicznie, nie potwierdzając mi punktów ostrości. Wspominałam też że moim maxem jest tryb TV (samo ustawienie czasu naświetlania, ISO i przysłony)?
Tego dnia zacisnęłam zęby. Ustawiłam lampy. Powiesiłam na manekinie lampki, żeby przy okazji poćwiczyć bokeh.
A potem założyłam Zenita i przestawiłam tryb na Manual. Efekty możecie zobaczyć powyżej :)
4 grudnia nie obfitował w wydarzenia- to dzień praktyk i wyjazdu do Warszawy, stąd tylko jedno zdjęcie... Za to 5 zdecydowanie nadrabiał za cały 4 :)
Ostatni dzień zeszłego tygodnia znów w większości spędziłam na dojazdach, ale rano zdążyłam jeszcze złapać świętego mikołaja :) W tym roku chyba aż za dobrze wiedział czego mi potrzeba, więc wyściskałam go za wszystkie czasy! Albo raczej ich, bo dziwnym zbiegiem okoliczności złapałam Mikołaja i w Warszawie i w Szczecinie ;))
Zaczynamy! Kalendarze bardzo wyraźnie krzyczą że oto wybiła godzina grudniowa, a to oznacza ni mniej ni więcej a właśnie to że pora się zabrać za grudniownik. W tym roku w całości postawiłam na koszulki (ewentualnie lekko przetykane scrapowymi przekładkami) i w 100% idę na żywioł. Co to jest grudniownik i jak się za niego zabrać możecie przeczytać na przykład TUTAJ, a jeśli macie ochotę zobaczyć jak ja przygotowuję się do tego przedsięwzięcia- zapraszam do dalszej części wpisu :)
Jeśli chodzi o kolory, to w tym roku chyba dość średnio wpiszę się w klasykę :) Przede wszystkim chciałam wykorzystać karty, które kupiłam w zeszłym roku od Becky Higgins i nie kupować nic nowego póki te się nie skończą. Po szybkim przejrzeniu tego co mi zostało okazało się że większość jest turkusowa lub czerwona i właśnie takie kolory pewnie będą u mnie dominować. Z nowych kolekcji dodałam jeszcze odrobinę złota, a czerń... cóż, przyszwędała się bez większych powodów :) Z tego co widzę jednak na pintereście wpisałam się w tegoroczną modę jak ulał :)
Wyposażenie- w tym roku zrezygnowałam z miliona dodatków i cudów na kiju, na rzecz sprawdzonego staffu i lekkiego minimalizmu. Może zabrzmi to głupio, ale ostatnimi czasy traktuję scrapbooking jak własną garderobę- kupuję mniej, za to rzeczy które mam lepiej wpisują się w mój styl. Tak więc standardowo będzie u mnie dużo enamel dotsów, trochę stempli, dwie mgielki w czerwonych odcieniach, badziki od Studio Callico i standardowo tekturki zimowe od Studia Tekturek. Na pewno nie zawaham się sięgać do standardowych dodatków, ale mimo wszystko chciałabym zużyć jak najwięcej zapasów z zeszłego roku :)
Ostatnia rzecz którą chciałabym wypróbować, to spawanie koszulek. Prawdopodobnie widzieliście już nowe urządzenie od WRM (nazywa się Fuse Tool, na przykład TU można zobaczyć jak to cudo działa). Nie ukrywam że od momentu gdy zostało zapowiedziane wiedziałam co z nim zrobię :) Byłam nawet gotowa ściągać je samodzielnie z USA, gdyby nie to że... niestety nie jest przystosowane do europejskich napięć i musiałabym zainwestować również w przetwornicę. Z tego też powodu chciałabym spróbować jakoś zastąpić to urządzenie i albo będę przeszywać koszulki na maszynie do szycia (tak jak w TYM tutorialu od Antilight), albo własnoręcznie przerobię odrobinę moją lutownicę. Trzymajcie kciuki żebym przy okazji nie spaliła całego tego grudniownika ;)
To tyle ode mnie :) Wpisy z grudniownika prawdopodobnie będą pojawiały się u mnie co wtorek, a jeśli chcecie być z nimi na bieżąco, zapraszam serdecznie do polubienia mojego Kurduplowego Fanpage'a. Poza tym szykuje się małe świąteczne rozdawnictwo, więc kto ma ochotę na fanty (i to takie które mogą się przydać w przyszłym roku!), niech wpada mniej więcej w połowie grudnia.
Tymczasem trzymajcie się ciepło i do zobaczenia!
Cześć! Dzisiaj mam dla Was pracę, którą w sumie ciężko powiązać z moim standardowym stylem (no chyba że weźmiecie pod uwagę monochromatyczność), ale w gruncie rzeczy i tak sprawiła mi sporo radości. W stylu vintage nie zrobiłam nic już chyba z rok :)
Tym razem w ruch poszła również maszyna- pierwszy raz próbowałam scrapować zygzakiem i stwierdzam że to łatwiejsze niż mi się wydawało, a efekt zdecydowanie jest warty takich eksperymentów :)
Zanim na całego rozpocznie się sezon świąteczny, mam dla Was dziewczęcą kartkę urodzinową :) Tym razem wzięłam pod nóż UHKowe papiery (dawno nie miałam okazji nic z nimi zrobić, więc trzeba to było nadrobić) i kilka wykrojników, których już dość dawno nie używałam.
Tym razem użyłam również trochę gesso jako bazę pod brokat- celowałam w wykończenie trochę a la shabby, ale chyba użyłam zbyt żywych kolorów żeby faktycznie rzucało się to w oczy ;)
Zmieniając temat- jak tam Wasze grudniowniki? Mój już w całości skompletowany, myślę że koło weekendu pokażę Wam co mi piszczy w papierach ;)
Cześć :) W ramach czekania na słońce (ekhm, potrzebne mi do zdjęć PL'a), stwierdziłam że mogę w końcu zrobić podsumowanie LL. Jak zwykle będzie pijane, bo robię je kiedy mi wygodnie, ale mam nadzieję że tak czy inaczej Wam się spodoba :) Zapraszam!
Fauna, flora, plażing, sma...
tfu, autumning i sweather weather. I tak cieszyłam się każdą minutą ;)
Z radością rozpoczęłam 3 rok akademicki, w końcu wybrałam się z moim Lubym na odkładane od ponad miesiąca jesienne zakupy (znowu dostałam szału macicy na widok lakierów Sally Hansen, ale przynajmniej miałam co malować po ostatnim takim napadzie w YR). Udało mi się z koleżankami z uczelni odwiedzić też ogród różany, gdzie nawet teraz ciągle jeszcze kwitną róże :) Przyszło też ochłodzenie.
W ramach przerwy od gonienia z PLem zdecydowałam że tym razem wrócę do przerabiania zdjęć. Znalazłam dwie zimowe, bardzo klimatyczne fotki i stwierdziłam że tym razem wypadałoby coś z nimi zrobić. Wyzwanie w Scrapkach okazało się idealne- mapka Nats od razu wpadła mi w oko do tego stopnia, że nie miałam ochoty zmieniać w niej absolutnie nic :)
Wyszło może mało kolorowo, ale jakoś wyjątkowo mam ostatnio ochotę na clean&simple ;) Scrap leci na wyzwanie, jeśli macie ochotę obejrzeć inspiracje, albo dowiedzieć się więcej o wyzwaniu, zapraszam do kliknięcia w obrazek poniżej :)
Dajcie mi znać czy podobają się Wam takie "puste" scrapy i zapraszam za kilka dni na następną dawkę koszulek ;)