Szkicownik plenerowy
22:49Całe lato, jak zwykle ostatnio, spędziłam w Warszawie na pracy. W wolnym czasie oczywiście był grany aparat i zdjęcia jeśli nie do PL'a, to do albumów, ale w tym roku zdecydowałam się też na inną formę dokumentacji, którą (co prawda dopiero w listopadzie) udało mi się skończyć i sfotografować. Zapraszam~
Jak się prawdopodobnie domyślacie po zdjęciach, tym razem chciałabym pokazać Wam część mojego akwarelowego szkicownika, który uzupełniałam sukcesywnie przez całe lato. Nie ma tego dużo, ale wynika to z pewnych założeń - projekt nie miał być typową (czy nietypową) dokumentacją, a raczej ćwiczeniem, ponieważ praca nie pozwalała mi na dzikie wyczyny artystyczne ;)
Założenia
1. Minimum jedna praca tygodniowoUmówmy się, że praca regularna była najważniejsza. Tylko raz udało mi się zrobić więcej niż jedną stronę, bo wykonanie nawet tej jednej zajmowało około 2-3h.
2. Praca tylko i wyłącznie z natury
Praca z natury oznacza ni mniej ni więcej, a to, że żeby uchwycić cokolwiek ciekawego, musiałam ruszyć pupencjał i wyjść z domu. Gdziekolwiek. Żadnego rysowania z wyobraźni, zdjęć, udziwniania i wymyślania (chociaż, tak szczerze, nie zawsze się udawało). Prawdę mówiąc nie było łatwo, ludzie potrafią skutecznie rozproszyć samym zaglądaniem przez ramię, a nawet w ciepły dzień siedzenie bez ruchu przez kilka godzin sprawiało że marzłam.
Poza tym przyznaję się bez bicia że chodziło o zabawę :) Cuda mi z tego nie wyszły, ale pamiątka jest dość fajna - teraz na spokojnie kontynuuję sobie z wersją jesienną, już co prawda nie na zewnątrz, ale nadal. Polecam chociaż spróbować, to nie są jakieś strasznie zaawansowane rzeczy, a można się sporo nauczyć.
Ten obrazek powstał jako pierwszy. Siedziałam sobie na ławce w Parku Saskim w Warszawie po baardzo udanych warsztatach PLowych w Scrapbooking Shopie i powoli próbowałam przetrawić obiad. Wyszły mi przepotworne krzywulce (widać mój ukryty talent nie dogaduje się z powiększonymi frytkami), ale zabawa zaciekawiła dwie studentki z ASP, które właśnie organizowały w parku wystawę - jakoś tak sama z siebie wyszła nam dysputa o uczelniach, z której wyszłam nawet jeśli nie mądrzejsza, to z nowymi kontaktami :)
Tu z kolei plener na Fortach Bema. Naiwnie sądziłam że jak wlezę w chaszcze, usiądę na najbardziej rozwalonej ławeczce (widać krzaczki skutecznie ukryły ją przez wzrokiem panów naprawiaczy) i to za zakrętem, to nikt nie będzie się kręcił i w spokoju nabazgrolę coś lepszego niż ostatnio.
No pudło. Ukryłam się tak przecudownie, że wszystkie psy z okolicy zlatywały się żeby sprawdzić co za wariatka wlazła w krzaczory, więc nie dość, że miałam towarzystwo mokrych nosów, to jeszcze ich właścicieli szukających pupili.
Iii~ urlop. Mój pierwszy od dwóch lat (\o/), więc w ramach wymigiwania się od zmywania siedziałam sobie na leżaczku i dłubałam tego skurczybyka przez dobre pięć, może nawet 6 godzin. Cały ten wyjazd był zresztą cudownie relaksujący, mam wyjątkowo miłe wspomnienia z pokoju na poddaszu, gdzie mogłam sobie tak po prostu przesiadywać z książką :)
Wrocław, widok na trawnik przed sleepem Niuconu. Za budynkiem szkoły znajdowała się śliczna stara kaplica, którą w całości zobaczyłam dopiero podczas wyjazdu (wcześniej tylko ciężko zastanawiałam się co za wariat wstawił TAKIE okna do totalnie bezkształtnej bryły gdzieś na podwórku między starą podstawówką, a jeszcze starszymi blokami). Większość koloru położyłam już w domu, bo niestety na miejscu prawie nie miałam czasu na cokolwiek poza imprezą.
Powyżej widok z KFC w Warszawie. Szkicownik miałam przy sobie tylko dlatego że nie przepakowałam torebki (przez cały tydzień lało jak z cebra i wiedziałam że żadnego pleneru nie będzie), ale udało mi się zrobić szybki szkic kobiety pilnującej malucha bawiącego się w kałużach. Pierwotnie planowałam zająć się właśnie dzieckiem, ale... kurcze, wiecie jak pomykają trzylatki :) Kobietka była niesamowita, nie ważne że lało, była objuczona zakupami, stała w tym letnim deszczu i cierpliwie czekała aż dziewczynka wyszaleje się w piątej kałuży i nie naleje sobie wody do kaloszy.
Chmielna w Warszawie, widok na naszą ulubioną kawiarnię w mieście. Uwielbiam tę ulicę, skrzyżowanie dalej dzieje się stolica, a tu tak na prawdę mogłoby być małe miasteczko.
I to tyle z mojej strony. Wiem że sporo osób prosiło o szkicownik, ale umówmy się że nie jestem tu jakimś wielkim wirtuozem. Postaram się podrzucić Wam kilka stron po zakończeniu wyzwania Faba - u mnie cały czas dzieją się tygodnie, chociaż z braku czasu nie angażuję się w tagowanie na instagramie. Mam nadzieję że nie zanudziłam Was ilością zdjęć i do zobaczenia wkrótce!
0 komentarze