Planner- wstępna recenzja

17:30

Więc uwaga... Dostałam planner! Do tej pory korzystałam z wielu różnych kalendarzy (ostatnimi czasy wróciłam do szkolnych, w sumie nie wiem do końca czemu, ale chyba było mi z nimi wygodniej). Niestety w tym roku kalendarze, które przyjechały do Empiku były tak złej jakości, że mimo wydanych 30zł, mój nie przetrwał nawet tych trzech miesięcy. I tak, co prawda dopiero pod koniec stycznia (ale jednak) na moim biurku zagościł Projekt Planner.


Teraz będą dwa słowa recenzji, więc dla osób którym nie chce się czytać, zapraszam niżej ;) 

Najpierw zalety:
Planner jest wykonany na prawdę porządnie i estetycznie. Okładka jest szyta, wykonana z miękkiego, skórzanego lub skóropodobnego materiału (tutaj się nie wypowiadam, bo się nie znam, ale gwarantuję że nie jest to jakiś skaj z dolnej półki, który podrze się nam po miesiącu używania). Planner zapinany jest na magnes, dość mocny, nie ma mowy że Wam się otworzy nieproszony.
Druga zaleta- producent zdecydowanie nie oszczędzał na wkładzie w środku. Planner jest na prawdę gruby, wyposażony w mnóstwo miejsca do pisania, dosłownie każdy znajdzie tam jakieś miejsce dla siebie :) Ja, będąc studentką, raczej nie mam szans wykorzystać całego jego potencjału (no na pewno nie przyda mi się zestawienie kilometrów), więc od razu powypinałam niepotrzebne strony.
I tutaj mamy trzecią zaletę- cały planner spięty jest na 6 kołach, jak segregator. Ogromny plus, szczególnie dla scraperek, bo zawsze coś tam może wpiąć, wypiąć, dołożyć albo poukładać po swojemu. Ja już nie mogę się doczekać wykorzystania tej możliwości :)


Kolejny plus, to ogrom miejsca na samej okładce. Mamy miejsce na pisak/ długopis (i tu ból z mojej strony, bo nie mieści mi się mój ukochany pisak smashowy), z przodu okładki mamy mnóstwo kieszonek na dodatki, które ja wciąż kompletuję, a z tyłu miejsce na notes. I uwaga: notes tam jest! Ja swój chwilowo wyciągnęłam, bo zamierzam go gruntownie przerobić, ale zdecydowanie tam powróci.


O tym już mówiłam, ale powtórzę: wszystko jest szyte :) Nie mamy chyba w ogóle elementów klejonych, wszystko jest doskonale wykończone. Okładka jest na prawdę fajna i posłuży nam przez wiele miesięcy :)
Jeszcze jeden drobiazg: kartki w środku fajnie reagują na tusz. Nie robiłam tutaj testu wytrzymałości, ale mojego starego dobrego Stazona wytrzymuje bez problemu- jeśli więc macie ochotę postemplować swoje plany, to nie widzę najmniejszego problemu :) 

Ale żeby nie było za słodko, planner ma również swoje wady.
Po pierwsze, spodziewałam się produktu bardziej ukierunkowanego na scrapbooking. Nie oczekujcie tego po nim, to najnormalniejszy w świecie kalendarz z milionem przekładek. Ma połacie miejsca, które można wykorzystać, ale zapomnijcie o kolorowych, oryginalnych przekładkach, bo wszystkie kolory we wkładzie kończą się na RGB.
Pierwsze wrażenie też (przynajmniej w moim przypadku) nie było najlepsze. O ile okładce daję 10 na 10 gwiazdek, o tyle w środku mamy pewne małe niedoskonałości. W moim egzemplarzu połowa wyróżnionych na czerwono elementów jest rozmyta. Mam nadzieję że to wada tylko u mnie :)
No i wada ostatnia, bo bardzo zależna od osobistych możliwości: cena. Miałam w życiu mnóstwo kalendarzy, ale ten jest z nich najdroższy. Nawet kupując go pod koniec stycznia, na wyprzedaży, zapłaciłam 100zł. Wg mnie to sporo, jak na produkt de facto nie wyglądający na dedykowany do scrapbookingu. Czas pokaże, czy faktycznie było warto ;)

Uwaga! Kurdupel skończył jojoczyć :)
Pora pokazać co można z plannerem zrobić :)


Ja z okazji pierwszego Plannerowego wyzwania zrobiłam sobie małą okładkę :) Ponieważ głównie używam turkusów i różu do oznaczania stron, przekładka też jest w tych odcieniach. Użyłam kosteczek dystansujących, ale nie sądzę żeby to zaszkodziło ani plannerowi, ani samej zakładce :)




Z tyłu zrobiłam malutką kieszonkę za pomocą kalki :) Być może niedługo trafią tam kolejne notatki lub kilka zdjęć, jeszcze nie wiem.
Zakładkę zgłaszam do wyzwania :) Jeśli chcecie dowiedzieć się o plannerach czegoś więcej, albo jesteście zainteresowani zakupem, zapraszam TUTAJ. A jeśli macie już własny planner i nie słyszeliście o wyzwaniu, to standardowo klikamy w banerek poniżej :) Dziewczyny z DT wyczyniają istne cuda, na prawdę warto do nich zajrzeć!

http://projektplanner.blogspot.com/2015/02/wyzwanie-1.html

You Might Also Like

11 komentarze

  1. super wpis:) gratuluje zakupu chociaż powiem cena faktycznie wysoka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zobaczyłam na zdjęciach wnętrze, to też byłam zawiedziona, że jest tak mało scrapowe :/ ale Ty superowo to sobie rekompensujesz ;D i strona tytułowa boska, i Twoja zakładka :D a ten spinacz-żaba też szałowy ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ten planer, tylko ta cena... fantastyczna zakladka i świetny post :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo tak, cena jest naprawdę odstraszająca. Cuuuudna ta Twoja zakładka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. metamorfoza super - ja niestety nie umiem się przekonać do kalendarzy notesowych i innych tego typu rzeczy i tonę w samoprzylepnych karteczkach :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. mimo wszystkich wad i tej odstraszającej ceny.. plannera bardzo zazdroszczę! i zakładki też! :D natchnęłaś mnie, chyba sobie zrobię do mojego zwykłego kalendarza też jakąś, bo zawsze męczę się z odnalezieniem tygodnia..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe że we wpisie to tak strasznie brzmi, ale w gruncie rzeczy te wady bardzo nie przeszkadzają ;) Po miesiącu korzystania z plannera ja tam się coraz bardziej zakochuję, nie żałuję że jednak się na niego zdecydowałam :)

      Usuń
  7. Śliczna domkowa zakładka :) Serdecznie dziękuję za udział w wyzwaniu Projekt Planner .

    OdpowiedzUsuń
  8. Przy cenach plannerów Filofax, Kikki K czy Color Crash jest to śmieszna cena za taki planner, który rozmiarem dorównuje rozmiarowi Personal Filofax.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że te plannery też mają podobne wkłady i to zależy od właściciela jak scrapkowo będzie wkład wyglądał.

      Usuń
    2. Cenowo się zgodzę, ale w dalszym ciągu np. Filofaxy są bardziej spersonalizowane, mamy możliwość dokupienia znacznie większej ilości dodatków, okładka często jest w całości wytłaczana (i skórzana), a nie mamy przy tym takiego wyboru designów. Oczywiście 100$, czy nawet 50$ to dla mnie abstrakcyjna cena, ale zauważ że jestem studentką z małą możliwością podjęcia pracy- dlatego 100zł na kalendarz to wciąż jest dla mnie kwota dość duża (i dlatego też napisałam że ta "wada" w większej kwestii zależy od człowieka ;)).

      Usuń

Instagram


Popular Posts

Like us on Facebook

Flickr Images