Lifestyle - zmiana otoczenia
20:39
Cześć Wszystkim! Ponieważ czerwcowy Zlot pozwolił mi zaopatrzyć się we wszystkie niezbędne przydasie, zdecydowałam że nie ma sensu robić w tym miesiącu wishlisty - w końcu jeśli niczego nie potrzebuję, to chyba nie ma potrzeby niepotrzebnie ostrzyć sobie ząbków :) Będzie za to kilka słów o... przeprowadzce, małej zmianie podejścia do życia i wielkim strachu przed jeszcze większym miastem. Zapraszam :)
Głupio to przyznać, ale jako dzieciak nienawidziłam Warszawy.
Byłam w stolicy całe dwa razy (oba gdzieś w listopadzie) i jedyne z czym mi się kojarzyła, to krzywe chodniki, łyse drzewa i bure placki czegoś co udawało trawnik. Serio, widok jak z Czarnobyla, wszędzie wielkie, szare bloki i ponurzy ludzie. A, i jeszcze metro, śmierdzące jakimś żulem w rozkwicie, ale to przecież taka atrakcja turystyczna.
Więc tak.
Nie powiem, kiedy dowiedziałam się gdzie wykiełkował mój Luby, nie wykazywałam oznak zachwytu. Ba! Ja nawet oznak życia nie przejawiałam, bo z szoku zapomniałam jak działa układ oddechowy. To co prawda były czasy, kiedy na hasło scrapbooking zareagowałabym wybitnie elokwentnym "co?", ale jakby na to nie spojrzeć byłam już całkiem rozwiniętym tworem ludzkim, gotowym spierniczać na każde wspomnienie stolicy.
A ten mi wyjeżdża że mieszka w Warszawie.
Od tego pamiętnego dnia jeszcze zdarzało mi się łudzić, że może oboje zamieszkamy w jakże cudnym prawie-nadmorskim-mieście-Szczecinie, ale powiedzmy sobie szczerze, że w dobie masowej emigracji zarobkowej lepiej już wyemigrować tylko do Wawy, niż za granicę. Powoli zwiedzałam miasto, poznawałam (na razie tylko rekreacyjnie) dzielnice, uczyłam się którymi liniami wrócę do domu, że jak widzę napis "Praga" z dowolnym członem dodatkowym to znaczy że trzeba zawracać, a jak się człowiek zgubi i nie ma internetu w telefonie, to należy zadrzeć nos i niczym marynarz nawigujący z gwiazd szukać tam wysoko czegoś co wygląda jak postkomunistyczny wierzchołek zamku Hrabiego Draculi (czyt. Pałac Kultury).
Dzisiaj nawet przez chwilę nie powiedziałabym że Warszawa jest szara i ponura, a wszystko dzięki Lubemu, który z niemal patologiczną satysfakcją pokazywał mi każdy park, lasek i zagajnik (a w chwilach szczególnego uporu nawet wyzierające z chodnika mlecze). Szczególnie na Bemowie nie mam na co narzekać, bo czego jak czego ale zieleni tam nie brakuje :)
Dzisiaj nawet przez chwilę nie powiedziałabym że Warszawa jest szara i ponura, a wszystko dzięki Lubemu, który z niemal patologiczną satysfakcją pokazywał mi każdy park, lasek i zagajnik (a w chwilach szczególnego uporu nawet wyzierające z chodnika mlecze). Szczególnie na Bemowie nie mam na co narzekać, bo czego jak czego ale zieleni tam nie brakuje :)
Dzięki Bogu trauma powoli odpuściła i teraz na prawdę poważnie mogę powiedzieć, że za 14 dni będę już na miejscu - na razie na 3 miesiące, czyli całe wakacje, a potem zobaczymy co dalej :)
Z czym to się będzie wiązało
Po pierwsze: będę testować możliwość pracy kreatywnej poza miejscem zamieszkania. To może być nieco problematyczne, bo niestety sama aż za dobrze wiem że ciężko mi się skupić poza pracownią, ale spróbuję i dam znać czy to w ogóle ma sens. Wiem że jest sporo dziewczyn, które próbują zabrać hobby ze sobą na przykład w delegację, pracują kreatywnie albo chciałyby zrobić coś ciekawego na przykład na wyjeździe. Myślę że to fajny pomysł na relaksujące spędzenie czasu, więc postaram się podzielić własnymi doświadczeniami.
Po drugie: chciałabym trochę przetestować Warszawę pod kątem działań kreatywnych i zobaczyć, czy nie znajdzie się tam jakieś fajne wydarzenie na weekend. Poza tym, nie zamierzam odmówić sobie wyjazdów w Polskę - w sierpniu na pewno szykuje się mała wizyta we Wrocławiu, a nie ukrywam że chętnie wyskoczyłabym w jakiś plener z aparatem w góry.
Po trzecie: powoli dojrzewam do tego, by pokazać Wam moją mordkę na filmikach, ale... nie na Youtubie. Wakacje to fajny okres na szukanie nowych doświadczeń, przełamywanie się z wieloma rzeczami, natomiast tworzenie dobrego contentu wymaga nieco więcej uwagi i nie wiem czy w natłoku wszystkich zadań podołałabym takiemu wyzwaniu. Dlatego zamiast YT chciałabym spróbować z Vine i pokazywać Wam krótkie, ale konkretne migawki z tego nad czym pracuję :) Może z biegiem czasu przekonam się do dłuższej formy :)
Okej, miło się gawędziło, ale... lecę się pakować! Mam nadzieję że nie zapomnę głowy i już wkrótce napiszę do Was z samego centrum Polski :)
0 komentarze