Hour by hour

20:11

Cześć! :) Dzisiaj na blogu wpis nieco wyjątkowy, bo zamiast standardowego tematu zdecydowałam się wziąć udział w wyzwaniu Hour by Hour organizowanego przez dwie Kasie- Antilight i Worqshop. Jesteście ciekawi jak zwykle wygląda mój dzień? Zapraszam!


Moje zdjęcia powstały co prawda na dzień przed ogłoszeniem wyzwania (niezłe wyczucie czasu, prawda?), ale mimo wszystko zdecydowałam się podzielić z Wami efektami mojej pracy. Skąd pomysł na taki temat? Z mojej (i dziewczyn pewnie też, ale głowy nie daję) strony inspiracją do całej zabawy było przedsięwzięcie Ali Edwards i jej Day In The Life. W skrócie chodzi o to, by przez jeden dzień, co godzinę zrobić jedno zdjęcie otaczającej nas rzeczywistości. Nie musi być idealnie, nie wszystko musi Wam wyjść, ma być po prostu- tak jak żyjecie tu i teraz :)

Jeśli chodzi o samo wyzwanie, to odsyłam Was TU i TU, dziewczyny fajnie tłumaczą o co chodzi i jak się zabrać za takie zadanie, więc ja już nic nie tłumaczę - wejdźcie i chociaż zobaczcie te piękne zdjęcia :)

To co, zaczynamy? Zapraszam na mój hour by hour z 12 kwietnia :)
10:00, zestaw startowy do życia, czyli patrzałki, zegarek i pewien ważny pierścionek :) Bez tego nie wstaję, bo czuję się jak bez ręki (no, w sumie to bez okularów to jak bez oczu). Jeśli o mnie chodzi, jestem najczystszym przykładem sowy- poranki to dla mnie mordęga, nie ważne jak wygląda świat za oknem, o ile jest to przed dziesiątą rano :) 

11:00 to chwila dla domu. Najczęściej wstawiam sobie coś dobrego na śniadanie, a w czasie kiedy się smaży/grzeje/piecze/gotuje (niepotrzebne skreślić) ogarniam poranny chaos kuchenny, który pozostawiła po sobie moja rodzina. Czasami ten punkt przenosi się na godzinę 23, w zależności od tego ile jest do zrobienia lub jak bardzo zaspałam. Dzisiaj najbardziej optymalnie było posprzątać rano.

12:00 Ponieważ sprzątania było dzisiaj trochę więcej, w ramach gotowania śniadania skoncentrowałam się na kawie. Odkąd zaczęłam źle reagować na rozpuszczalną, przesiadłam się na taką prawdziwą, ziarnistą, którą mielę przed każdym przygotowaniem w kawiarce. Ponieważ mimo wszystko zajmuje to trochę  czasu i jest mało ekonomiczne, nie piję więc kawy zbyt często - dzisiaj jednak miałam sporo roboty na której chciałam się skupić. 

PS. Tak, całe śniadanie stoi w samym środku martwej natury nad którą aktualnie pracuję :) A potem się dziwię czemu znowu wazon jest przestawiony ;)


13:00 upłynęła mi na przygotowywaniu kartki urodzinowej dla ojca. Wiedziałam że nie podejdzie mu normalna kartka w moim stylu z milionem warstw, więc zrobiłam po prostu taką, która będzie przy okazji spełniała rolę taga. Jak się później okazało, to był strzał w 10 :)

14:00 - Czas dla bloga. Posty (lub ich zarys) lubię pisać długo, najczęściej zaczynając na początku miesiąca z wszystkimi na raz, dlatego kiedy w końcu przychodzi czas na publikację, to w większości są już od dawna gotowe. Jeśli chodzi o sesje zdjęciowe do nich... Cóż, tu zaczynają się schody :) Na zdjęciu wyżej macie idealny przykład mojej prokrastynacji, kiedy zdjęcia robiłam dopiero w dniu ukazania się wpisu :P

15:00 - w końcu zabieram się do normalnej pracy. Dzisiaj na tapecie lilie- nad szkicem pracowałam przez ostatnie dwa dni, więc dzisiaj zaczynam nakładać farbę :)

16:00 - Pierwsze spóźnienie na lekcję rysunku... O tej godzinie powinnam już grzecznie grzać taboret, ale przez pracę nieco zagapiłam się jeśli chodzi o pilnowanie czasu. Na zdjęciu ostatni zakręt przed szkołą do której chodzę.
17:00 - temat dzisiejszych zajęć, czyli mordowanie perspektywy i martwej natury ciąg dalszy :) To głupie, ale mimo tego że zajęcia są trudne, a za każdy niepoprawny szczegół dostaję po łapach, to cieszę się na myśl o każdej minucie spędzonej na sali. To takie małe szczęście z tamtego dnia :)
20:00 - koniec zajęć, wracam do domu. Mimo że na dworze jest już coraz cieplej, to wieczory są jeszcze zimne i zmarzłam, wracając w cienkiej ramonesce.
21:00 - chwila przerwy od rysunków, czyli w końcu zabrałam się za luty w Projekcie. Tym razem na tapecie Walentynki, które mimo że miały być różowe, to różowe w ogóle nie były. Ot, zrządzenie losu, akurat pasowały mi inne kolory :)

22:00 - czas na kontynuację lili. Pierwszy raz w życiu miałam okazję malować na większym formacie niż A3 i... niestety moje umiejętności mocno mnie zawiodły. Podczas tworzenia tła narobiłam niesamowicie dużo plam, przez co cała praca wyglądała chaotycznie i mało profesjonalnie. Pierwszy zawał dzisiejszego dnia zaliczony.

23:00- w oczekiwaniu na wyschnięcie nowej warstwy odpaliłam sobie jeden z odcinków "Dimension W". Jeśli jesteście fanami japońskiej animacji, polecam- jak na razie żaden z odcinków mnie nie zraził, a biorąc pod uwagę że za tytuł odpowiedzialny jest Shoutarou Suga (twórca m.in "Darker than Black", "Ghost in the Shell", "One Week Friends") oraz Kanta Kamei (tu z kolei cudny "Bunny Drop") wierzę że to tytuł na który warto poświęcić parę wieczorów. Jeśli z kolei anime Wam straszne- po prostu zignorujcie ten akapit :) 

00:00 - Mówią że duchy ukazują się o północy. U mnie chyba był jakiś Poltergeist, bo to co się działo z pracą przez ostatnią godzinę zakrawało na pióro Dantego. W końcu moja cierpliwość się skończyła- zdecydowałam się męczyć tło tak długo, aż w końcu się podda. Pokryłam całe lilie płynem maskującym, rozrobiłam farbę i zabrałam się za niwelowanie coraz to gorszych zacieków.

1:00- kolejna przerwa na suszenie. Zdążyłam skoczyć pod prysznic, uporządkować pokój przed kolejnym dniem i rozpisać plan rzeczy do zrobienia po obudzeniu. Przed 2:00 znowu usiadłam do pracy.


2:00 - plamy osiągnęły apogeum, a jakby tego było mało płyn maskujący ni z tego ni z owego zostawił koszmarny, żółty nalot na niektórych płatkach. Do tej pory nie wiem o co chodziło. Lilie niestety zdjęłam i zaczęłam wszystko od nowa - po prostu stwierdziłam że mniej materiałów stracę malując jeszcze raz niż ratując ten koszmarek. To mimo wszystko nie był mój dzień, więc położyłam się tym razem nieco wcześniej.

PS. Następne lilie wyszły obłędnie :) Jednak warto było trochę poćwiczyć, nawet jeśli dzień wydawał się być zmarnowany.

To tyle jeśli chodzi o moje Hour by Hour, może chcielibyście też pokazać swój dzień na forum? Jeśli tak, serdecznie zachęcam- projekt jest na prawdę fajny, a za parę lat na pewno przyjemnie byłoby do niego wrócić :) Dzięki za uwagę i do zobaczenia wkrótce!

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram


Popular Posts

Like us on Facebook

Flickr Images